I. Dzieciństwo i lata młodzieńcze (1842 – 1860)
1. Środowisko rodzinne
Miejscem urodzenia św. Józefa Sebastiana Pelczara była Korczyna, małe podkarpackie miasteczko, powstałe w XV w. na skrzyżowaniu starych szlaków handlowych, prowadzących z Rosji na Węgry oraz z południowego wschodu na zachód, do Tarnowa, Krakowa i na Śląsk. Mieszkańcy Korczyny mieli większe lub mniejsze gospodarstwa rolne, a nadto trudnili się tkactwem. Ich życie religijne koncentrowało się przy dużym, drewnianym kościele, mającym 7 ołtarzy, które skupiały różne bractwa religijne, jak Bractwo Aniołów Stróżów, Bractwo Różańca św., Stowarzyszenie św. Wincentego a Paulo i szereg innych.
Rodzina Pelczarów nie należy do znakomitych rodów polskich, niemniej ma ona własną bogatą historię i tradycję, które łączą się z dziejami majątku zwanego „Zagroda Wielka”, będącego kiedyś własnością herbowego rodu Firlejów, a w 1807 r. kupionego przez dziadka Józefa Sebastiana. Dziadek przyszłego biskupa był szanowany z racji piastowanych urzędów, a jeszcze bardziej dla cnót obywatelskich, jakimi się odznaczał, zwłaszcza dla otwartości na potrzeby innych. Ślub Wojciecha Pelczara (1800-1877) i Marianny Mięsowicz (1816-1889) miał miejsce w kościele parafialnym w Korczynie 16 listopada 1831 r. Pelczarowie wychowali czworo dzieci. Najstarsza Rozalia wyszła za mąż za Franciszka Długosza i przeniosła się do domu męża. Jan odziedziczył majątek po ojcu. Trzecim z kolei był Józef Sebastian, a ostatnią Katarzyna, zaślubiona później z F. Urbankiem.
Duże, prawie 50-hektarowe gospodarstwo Pelczarów wymagało wiele trudu całej rodziny. Dlatego Józef Sebastian wspomina: „Wyszedłem z domu, w którym twarda praca codziennym była gościem”. Mimo ogromu pracy rodzice umieli znaleźć czas na korzystanie z dorobku kultury. Wojciech był człowiekiem mądrym i głęboko religijnym, posiadał nawet rzadką w owych czasach sztukę pisania. Żywo interesował się historią Polski, zgromadził znaczny zbiór książek treści religijnej i historycznej oraz wiele pamiątek i zabytkowych eksponatów. Marianna, uzdolniona podobnie jak mąż, bogobojna, gospodarna i energiczna, wzorowo spełniała obowiązki żony i matki. Według wspomnień jednego z wnuków, odznaczała się gorącym nabożeństwem do Matki Bożej i ku Jej czci codziennie śpiewała Godzinki. Z natury była wesoła, lubiła muzykę i śpiew. Dzięki wyjątkowej pamięci nauczyła się prawie w całości wszystkich pieśni kościelnych, deklamowała z pamięci duże fragmenty poezji E. Drużbackiej i innych poetów. Obdarzona talentem poetyckim, sama również układała wiersze. Najbardziej godny uwagi jest fakt, zanotowany przez członków rodziny, że Marianna każde swoje dziecko ofiarowała Matce Bożej w Leżajsku, dokąd często pielgrzymowała.
W patriarchalnym domu Pelczarów, gdzie panowała żywa wiara, surowe obyczaje, wzajemna miłość, miłosierdzie dla ubogich i szczera gościnność, wszyscy czuli się dobrze. Nawet służba zrastała się niejako z tym domem i pozostawała w nim przez całe życie. Święty Józef Sebastian przyszedł na świat 17 stycznia 1842 r. Dwa dni po urodzeniu, na chrzcie świętym otrzymał imiona patronów dnia. Była to bowiem środa, dzień poświęcony czci św. Józefa i 19 stycznia, wigilia uroczystości św. Sebastiana. Nadanie tych imion wytłumaczył sobie później biskup następująco: „Św. Józefa mam naśladować w miłości Jezusa i Maryi oraz w pokorze i pracowitości, a św. Sebastiana w męstwie i stałości”. W Autobiografii zanotował on dwa charakterystyczne zdarzenia z wczesnego dzieciństwa. Jedno z nich to rzeź galicyjska, inspirowana przez Austriaków, a drugie to dziwny sen: „Oto śniło mi się, że z obrazu zstępuje Najświętsza Panna jako żywa, patrzy na mnie słodko i wyciąga do mnie ręce, by mnie do siebie pociągnąć. Odtąd miałem wielkie nabożeństwo do Najświętszej Panny”. Cześć względem Bogarodzicy pogłębiły także zwierzenia matki, które zanotował: „Z ust. matki to wiem, że ofiarowała mnie, zanim na świat przyszedłem, opiece Najświętszej Panny przed Jej obrazem w Leżajsku, dokąd we wrześniu 1841 r. udała się z pielgrzymką”. Świątynia Leżajska z jej cudownym obrazem Matki Bożej stała się dla Józefa od owej chwili wyznania szczególnie drogim miejscem, które odwiedzał przy każdej niemal okazji. Liczne fakty z życia Świętego wymownie świadczą o tym, że ofiara jego matki została przyjęta przez Boga w całej rozciągłości, a kult Bogarodzicy wycisną szczególne znamię na całym jego życiu wewnętrznym. Głęboka religijność środowiska nasuwała chłopcu myśl o kapłaństwie. Naoczni świadkowie życia świetegp stwierdzają, że posiadał wiele pięknych przymiotów charakteru, jak wrodzoną dobroć, grzeczność, skromność, wesołe usposobienie, współczucie dla cierpiących i biednych. On sam jednak przyznaje się sam do pewnych ujemnych skłonności, szczególnie do próżności, którą musiał zwalczać systematycznie, aby wyrobić w sobie stopniowo fundament życia wewnętrznego – chrześcijańską pokorę.
2. W szkole parafialnej
Edukacja Józefa Pelczara zaczęła się dość wcześnie. W 1848 r. razem ze swym starszym bratem Janem rozpoczął naukę w Korczynie, w szkole parafialnej, którą wówczas kierował organista, Franciszek Rogowski. Bracia Pelczarowie mieli różne podejście do nauki. Józef odznaczał się pilnością im bystrością umysłu, był uczniem celującym i co roku otrzymywał nagrodę, a nie okazywał żadnego zainteresowania gospodarstwem rolnym. Jan natomiast nie przykładał się do nauki, lecz od najmłodszych lat garnął się do pracy na roli. Nauczyciel Rogowski szybko dostrzegł wybitne uzdolnienia Józefa i nalegał, aby rodzice pomyśleli o dalszym kształceniu syna.
Józef Pelczar posiadał niezwykłą pamięć, zwłaszcza do wydarzeń i dat, stąd jego zamiłowanie do historii. Najbardziej jednak pociągała go religia. Chłonął prawdy Boże, podawane przez trzech kolejnych katechetów i utrwalał je w domu rodzinnym przez opowiadania i rozmowy. Największy wpływ na życie wewnętrzne Józefa wywarł ks. Franciszek Jabczyński, który rozpalił w duszy chłopca miłość do Najświętszego Sakramentu i zachęcał do częstego nawiedzania Pana Jezusa ukrytego w tabernakulum. On też przygotował Józia do pierwszej spowiedzi i Komunii św., którą przyjął wiosną 1850 r. Na szczególną uwagę zasługują słowa Świętego zanotowane w Autobiografii: „Do dziś pamiętam tę chwilę, gdy wracałem do domu po pierwszej Komunii świętej”. Była to zapewne wyjątkowa chwila łaski, która zostawiła głęboki, niezatarty ślad w jego duszy.
3. W szkołach rzeszowskich
Rodzice Józefa Pelczara, idąc za radą nauczyciela Rogowskiego i ks. F. Jabczyńskiego, we wrześniu 1850 r. odwieźli syna do Rzeszowa, gdzie został przyjęty do trzeciej klasy szkoły ludowej. W krótkim czasie zdobył pierwsze miejsce w nauce. Jak wynika z jego autobiograficznych zapisków, sytuacja w ówczesnej szkole nie była przyjemna. Panował tam austriacki system dyscypliny, którego zwolennikiem był nauczyciel Lechowski. O nim to czytamy: „Nauczyciel Lechowski dość dobrze uczył, ale jeszcze lepiej bił, tak że byłby z pewnością zachorował, gdyby codziennie choć kilku uczniów nie oćwiczył rózgą. Kij był wszechwładnym panem w szkole, od którego najlepszy nawet uczeń nie mógł się obronić. Ja sam, za to tylko, że niemiecką literę „r” trochę krzywo napisałem, dostałem trzy plagi, mimo że cała klasa wstawiała się za mną, bo wówczas chorowałem na febrę. Nikogo to jednak nie hańbiło, że mu czasem przetrzepano suknie”.
Józef Pelczar przeszedł w Rzeszowie twardą szkołę życia. Uczciwość gospodarza, u którego zamieszkał, pozostawiała wiele do życzenia. Toteż zanim sam nauczył się roztropnie rozporządzać pieniędzmi i prowiantem otrzymanym z domu, musiał znieść wiele trudnych sytuacji, nie wyłączając głodu i zimna. Nic zatem dziwnego, że tęsknił za ciepłem rodzinnego domu i mimo odległości około 50 km, udawał się tam pieszo na krótkie nawet ferie świąteczne. „Do domu rodzicielskiego serce mnie zawsze ciągnęło” – zapisał. W środowisku rodzinnym spędzał Józio każde letnie wakacje. Wtedy pomagał rodzicom w gospodarstwie, czytał pożyteczne książki i wraz z rówieśnikami udawał się na wycieczki i pielgrzymki do pobliskich sanktuariów maryjnych: do Krosna, Komborni, Starej Wsi. Zawsze był otoczony kolegami, gdyż z natury był towarzyski, miał wesołe usposobienie i dobre serce. Najważniejsza jednak dla niego była modlitwa i udział we Mszy św., podczas której jako ministrant zajmował uprzywilejowane miejsce przy ołtarzu.
We wrześniu 1852 r. Józef Pelczar rozpoczął naukę w rzeszowskim gimnazjum, które w owym czasie, dzięki wprowadzeniu do wykładów języka polskiego, osiągnęło wysoki poziom nauki. Światły m. i odważnym dyrektorem tej szkoły był wówczas ks. A. Bielikowicz, a katechetą ks. Feliks Dymnicki. W nauce Pelczar wybijał się na pierwszy plan i o palmę pierwszeństwa walczył po przyjacielsku ze St. Madejskim, późniejszym ministrem dla Galicji.
Życie religijne uczniów rzeszowskiego gimnazjum koncentrowało się w dwóch punktach. Jednym z nich był kościół gimnazjalny, w którym czczono wizerunek Chrystusa Ukrzyżowanego. „Ten kościół – jak wspomina bp Pelczar – był powiernikiem naszych myśli i pragnień. Tam w trudnych chwilach, jakich nie brakowało młodzieńczemu wiekowi, szukaliśmy pociechy, ukojenia”. Drugim ośrodkiem kultu nawiedzanym przez gimnazjalistów był kościół bernardynów z cudowną statuą Matki Bożej. Józef Pelczar często tam bywał. Jak sam wyznaje, Matka Boża ustrzegła w jego duszy wiarę i cenny dar łaski – czystość. Oto jego zwierzenie: „Dzięki Bogu, nie pozwoliłem sobie nigdy na najlżejsze nawet powątpiewanie przeciwko wierze, nie wdałem się w żadne miłostki i nie utraciłem dziewictwa. Sprawiła to z pewnością opieka Najświętszej Panny, przed której statuą łaskami słynąca w kościele bernardynów nieraz się modliłem”.
Wspomina również, że w 1854 r. przyjął sakrament bierzmowania z rąk bpa Franciszka Wierzchlejskiego, ówczesnego ordynariusza diecezji przemyskiej, który w następnych latach został arcybiskupem metropolitą lwowskim.
4. W gimnazjum przemyskim
Po ukończeniu szóstej klasy gimnazjalnej, Józef Pelczar we wrześniu 1858 r. przeniósł się do Przemyśla. Zamieszkał w gmachu seminaryjnym, a uczęszczał do gimnazjum przemyskiego. W lipcu 1860 r. zdał celująco egzamin dojrzałości.
Ideał kapłana – profesora historii, tak atrakcyjny podczas studiów gimnazjalnych, zaczął okazywać się trudny do zrealizowania. Józef stanął wobec alternatywy: albo kapłan, albo historyk. Zainteresowania historyczne wzmogła jeszcze bardziej wycieczka do Krakowa, którą odbył po maturze. Tradycja rodzinna mówi, że zetknięcie się z zabytkami dawnej stolicy Polski i z Uniwersytetem Jagiellońskim wywołało w jego duszy walkę wewnętrzną. Po powrocie z Krakowa chodził smutny i milczący. Zaniepokoiło to ojca i zdwoiło modlitwy matki. Dopiero w ostatnich dniach sierpnia sam Józef rozładował napiętą sytuację. Gdy domownicy zasiedli do wieczerzy, wstał i zaintonował uroczyście „Dominus vobiscum”. Wszyscy wiedzieli, co to znaczy – kres wahań i zdecydowane opowiedzenie się za służbą Bogu w kapłaństwie.
II. Alumn Seminarium Duchownego i neoprezbiter (1860 – 1865)
1. Studia teologiczne
Gdy w 1860 r. Józef Pelczar został przyjęty na pierwszy rok teologii, Seminarium Duchowne w Przemyślu było w stanie reorganizacji. Zmiany personalne na kierowniczych stanowiskach wpłynęły dodatnio na rozwój całego zakładu. Rektorem został wielki przyjaciel młodzieży, ks. Marcin Skwierczyński, a ojcem duchownym ks. Ignacy Łobos, późniejszy biskup tarnowski. Ci dwaj kapłani zyskali całkowite zaufanie Józefa Pelczara i wpłynęli w dużym stopniu na jego formację intelektualną i duchową.
Wykłady teologiczne odbywały się w tym samym gmachu seminaryjnym, który istnieje do dziś przy ulicy Zamkowej. Nauka teologii nie sprawiała Pelczarowi trudności. Dowodem tego jest świadectwo wystawione w 1879 r. W dokumencie tym zestawione są wyniki egzaminów, jakie ks. Pelczar uzyskał w latach 1861 – 1864. We wszystkich przedmiotach, z których zdawał egzaminy, uznano go za „eminentem”, to znaczy za wybitnego. Nie dziwi zatem, że poza nauką obowiązkową oddawał się z zapałem studiom nadobowiązkowym i czytaniu poważnych dzieł teologicznych. Z polecenia rektora Skwierczynskiego, który planował dla niego studia uniwersyteckie, uczył się także języka francuskiego. Dzięki wybitnym zdolnościom i pilności, jego wiedza teologiczna, zdobyta w seminarium, była gruntowana, podbudowana odpowiednią lekturą i stanowiła fundament pod późniejsze studia w Collegium Romanum.
2. Formacja duchowa
Józef Pelczar wstąpił do Seminarium Duchownego po pewnym wahaniu, które jeszcze nie ustało zupełnie. Świadczą o tym jego własne słowa, zanotowane w Autobiografii: „Z początku nie było w duszy bardzo jasno i pogodnie, bo nauka, a szczególnie historia, miała dla mnie wielki urok i ciągnęła mnie na inne pole pracy. Ale wnet zrozumiałem, jak wielkim jest zaszczytem i niewysłowionym szczęściem być kapłanem, i już wtedy zapisałem w swoim dzienniczku: „Ideały ziemskie bledną. Ideał życia widzę w poświęceniu się, a ideał poświęcenia w kapłaństwie”. W chwilach zmagania się ze sobą młody alumn znalazł pomoc u światłego kierownika duchowego, o czym pisze: „Modlitwa i spowiedź przed nowym spirytualnym, ks. Ignacym Łobosem, oczyściła powołanie”. Rektor seminarium, ks. Marcin Skwierczyński, jak wyznaje Pelczar, „światłym słowem, własnym przykładem i dobrymi książkami wskazywał mi prawdziwe tory”.
Seminarium przemyskie
Józef Sebastian starannie pielęgnował łaskę powołania od wczesnej młodości. W latach szkolnych myśl o kapłaństwie kazała mu wystrzegać się wszystkiego, co nie licuje z godnością przyszłego sługi ołtarza. W Seminarium Duchownym, pod wpływem działania łaski i współpracy z nią, jego powołanie kapłańskie oczyściło się i umocniło. „Iskra powołania – jak pisze w Autobiografii – rozdmuchana przez rekolekcje, wzrasta przy Łasce Bożej i rozżarza się płomieniem wiary i miłości. Rzezie w Warszawie i prześladowania w 1861 r. rozpłomieniają miłość ojczyzny i budzą gotowość ofiar. Zachwyca mnie powołanie kapłana – Polaka, a ideą przewodnią staje się dla mnie praca zbożna dla ludzi”.
Już wtedy, w latach seminaryjnych, ujawniły się w nim cechy przyszłego utalentowanego kaznodziei, gorącego czciciela Matki Bożej i miłującego syna ojczyzny. To wszystko znalazło wyraz w jego autobiograficznych zapiskach.
„Już po drugim roku teologii, 29 sierpnia 1862 r., wypowiedziałem na odpuście w Komborni pierwsze moje kazanie ku czci Najświętszej Maryi Panny, za którym poszły inne, bo proboszczowie sami pchali młodego kleryka na ambonę, a on się nie opierał”.
„Kiedy 22 stycznia 1863 r. wybuchło powstanie w Królestwie, postanowiłem z kilu kolegami ofiarować swe życie za ojczyznę. Ale wstrzymał nas ks. rektor Skwierczyński tym prostym słowem wyrzeczonym do mnie 2 lutego 1863 r.: ,Moi drodzy, cóż zrobicie w powstaniu, kiedy żaden z was nie miał dotąd karabinu w ręku? Ofiara wasza pójdzie na marne. Tymczasem pracując całe życie po Bożemu, przysłużycie się najlepiej ojczyźnie’. Ograniczyliśmy się na tym, że dawaliśmy na powstanie naszą bieliznę i co kto miał grosza, a czasem przechowywaliśmy w naszych izbach powstańców”.
3. Święcenia kapłańskie i pierwsza placówka parafialna
Nadszedł oczekiwany dzień, w którym spełniły się pragnienia serca Józefa Sebastiana. 17 lipca 1864 r., w kościele katedralnym w Przemyślu, otrzymał święcenia kapłańskie zrąk ordynariusza diecezji, bpa Antoniego Monastyrskiego. Nastąpiło to po uzyskaniu dyspensy papieskiej, gdyż w chwili święceń liczył dwadzieścia dwa lata i sześć miesięcy, a przepisy Soboru Trydenckiego wymagały dwudziestu czterech lat. Uczucia, jakie w tym momencie wypełniały jego duszę, streścił następująco: „Wzruszenie moje było wielkie, kiedy 17 lipca przed prezbiteratem, leżałem krzyżem u stóp ołtarza z ośmiu innymi kolegami, zwłaszcza że na mnie patrzył stary ojciec, rzewne łzy wylewając”.
Tydzień później nastąpiły prymicje – pierwsza uroczysta Msza św. w rodzinnej Korczynie, błogosławieństwo młodego kapłana i wielkie przyjęcie dla rodziny i znajomych.
Za miesiąc neoprezbiter udał się na pierwszą placówkę parafialną do Sambora, gdzie jego posługa kapłańska trwała od 20 sierpnia 1864 r. do 4 grudnia 1865 r. W Samborze ujawniły się przymioty jego kapłańskiej osobowości, zwłaszcza gorliwość, łagodność i dar wymowy, które zjednały mu powszechną sympatię. Był dobrym kaznodzieją, spowiednikiem i kierownikiem duchowym. Parafia samborska należała do najliczniejszych w diecezji, a wierni garnęli się do kościoła, więc i nadmiar pracy przygniatał barki gorliwych kapłanów. Wśród ciągłego gwaru dusza Świętego tęskniła za głębszym życiem wewnętrznym i lepszym poznaniem Boga.
Udając się na tę pierwszą placówkę parafialną, ks. Józef Pelczar wiedział, że nie zabawi tam długo. Był bowiem wytypowany na studia teologiczne do Wiednia. Nie krył się jednak z tym, że uczelnia wiedeńska nie przypadła mu do gustu. Do o. Semenki napisał wyraźnie: „Nie mogę ukrywać, że czuję niechęć do Instytutu i całej teologii wiedeńskiej, z jej kierunkiem teoretycznym i zimnym, natomiast moje serce zawsze rwało się do Rzymu jako źródła wszelkiego światła”.
I oto pragnienia jego zostały spełnione. 4 grudnia 1865 r. pożegnał parafię w Samborze i udał się do Wiecznego Miasta dla dalszego ubogacenia umysłu i serca. Z wdzięczności wraz z Maryją śpiewał „Magnificat”.
III. Formacja naukowa i duchowa w Rzymie (1865 – 1868)
Ks. Józef Sebastian Pelczar był pierwszym kapłanem diecezji przemyskiej, który po rozbiorach Polski studiował w Rzymie. Przybył tam 19 grudnia 1865 r., gdy Kolegium Polskie dopiero się organizowało. Decyzją papieża Piusa IX zostało otwarte w marcu 1866 r., a opieka nad nim została zlecona księżom zmartwychwstańcom. Pierwszych alumnów było sześciu, po dwóch z każdego zaboru. Wśród nich był ks. Pelczar, a także Józef Dąbrowski z Królestwa, późniejszy założyciel jedynego seminarium polskiego w Stanach Zjednoczonych.
Pobyt w Rzymie wywarł ogromny wpływ na duchowość i całą przyszłość Świętego. O szczegółowych przeżyciach z tego okresu on sam najlepiej opowie:
„Do dziś dnia Panu Bogu dziękuję, że mnie zaprowadził do Rzymu, bo wiele tam skorzystałem dla umysłu i serca. W roku 1866 chodziłem do jezuickiego Collegium Romanum na teologię, a w latach 1867 i 1868 do Liceum św. Apolinarego na prawo kościelne. W tym czasie złożyłem, z łaski Pana , pomyślnie pięć egzaminów i dwa klauzurowe pisemne i otrzymałem dwa doktoraty – z teologii i z prawa kanonicznego. Prócz tego starałem się korzystać z rozmów z takimi mężami światłymi i świątobliwymi, jak o. Hieronim Kajsiewicz, o. Piotr Semenko, o. Aleksander Jełowicki, o. Julian Feliński i inni. W chwilach wolnych zwiedzałem przesławne kościoły rzymskie, katakumby, muzea i pomniki starożytne, bo silnym bodźcem była pobożność i ciekawość. Szczególnie groby Apostołów i kości Męczenników przemawiały silnie do duszy, tak że przy grobach św. Ignacego, św. Alojzego i św. Stanisława Kostki zapragnąłem wstąpić do Towarzystwa Jezusowego, by oddać się całkowicie pracy apostolskiej i misyjnej. Ale zrozumiawszy podczas rekolekcji, w tej myśli odprawionych, że nie jest to wolą Bożą, złożyłem przepisaną w Kolegium przysięgę, że wrócę do swojej diecezji.
Z wielką pociechą bywałem na nabożeństwach, które sam Ojciec Św. Pius IX odprawiał, albo w których uczestniczył. A nawet miałem po kilkakroć to szczęście, że ucałowałem jego stopy. Zachwycała mnie anielska jego postać, niewzruszona w tylu walkach stałość i szczególna dla Polaków życzliwość.
Już 16 maja 1866 r. odwiedził to małe gniazdko polskie Ojciec Święty i okazał się dziwnie łaskawy. A mnie nie wyjdą nigdy z pamięci te słowa, które sam napisał u spodu swojej fotografii: 'Dominus regat vos et nihil vobis deerit’ ( Niech Pan rządzi wami, a niczego wam brakować nie będzie ), bo one sprawdziły się nieraz w moim życiu.
Lato w roku 1866 i 1867 przepędziłem z kolegami w miłym miasteczku Genzano, gdzie nie tylko przygotowałem się do egzaminów, ale wiele dzieł pożytecznych, zwłaszcza treści ascetycznej, przeczytałem. Tu urodziło się Życie duchowne. Zarzucić sobie jednak muszę, że zbyt forsownie pracowałem i za prędko składałem egzaminy, bo na tym moje nerwy, a szczególnie nerwy żołądka niemało ucierpiały. Przyczyniła się do tego i ta okoliczność, że wbrew zwyczajom rzymskim uczyłem się w upałach i wstrzymywałem się od używania wina.
Miłą przerwą w znojnej pracy była uroczystość kanonizacji (św. Jozafata) w roku 1867, na którą przybyli z kraju dwaj biskupi łacińscy: Wierzchlejski i Monastyrski, i wielu księży, między nimi proboszcz samborski, ks. Jedliński i mój kolega, ks. Krementowski. Usługiwałem im chętnie, ale zapadłem przy tym na zdrowiu.
17 kwietnia 1868 r. opuściłem Kolegium Polskie, wynosząc zeń nader miłe wspomnienia”.
Do tego opisu należy dodać jeszcze i to, że od początku istnienia Kolegium Polskiego, ks. Pelczar pełnił w nim funkcję dziekana kleryków, a wkrótce uczyniono go prefektem alumnów i powierzono mu straż karności domowej i pozadomowej. Obowiązek ten wymagał z jednej strony ścisłej współpracy z przełożonymi, z drugiej zaś utrzymania przyjacielskiej więzi z kolegami. Współpraca z przełożonymi układała się dobrze. Rektor Kolegium, o. Piotr Semenenko, odznaczał się świętością życia, gruntowną wiedzą i darem wymowy. On to poprzez głębokie konferencje ascetyczne i wykłady z zakresu filozofii, a przede wszystkim własną postawą życia kapłańskiego i zakonnego formował duchowość alumnów. Ks. Pelczar znalazł w nim także przewodnika duchownego i doradcę.
Jako miłośnikowi historii przypadło mu w udziale pisanie Roczników Kolegium Polskiego, czyli kroniki. We wstępie do tychże Roczników nakreślił swoją wizję kapłana polskiego, który miał szczęście przejść przez Kolegium Polskie i studiować w Rzymie. Pisał: „Ojciec chrześcijaństwa Pius IX postanowił w swym wielkim sercu zgromadzić obok siebie rozproszonych młodzieńców polskich, wychować ich pod swoim okiem, napoić ze zdrowego źródła nauki, które z opoki Piętrowej wytryska, natchnąć wielką miłością i niezłomnym męstwem, a tak uświęconych i pełnych ducha Chrystusowego posłać jakby nowych Wojciechów i Stanisławów do narodu polskiego, iżby go obudzili z letargu, ogrzali ciepłem swej miłości, zgoili jego rany balsamem łaski Bożej, a ukazując w krzyżu i skale Piętrowej jedyny ratunek, stali się dla niego zwiastunami i narzędziami lepszej przyszłości”.
Tę jego własną wizję gorliwego kapłana potwierdziła następnie wypowiedź Ojca Świętego Piusa IX, który l czerwca 1866 r., podczas wizyty kolegiastów powiedział: „Wy macie wskrzesić ducha katolickiego i być jako świece płonące w ciemnym miejscu”.
Zapatrzony w tak wyraziście naszkicowany model kapłana, ks. Pelczar starał się usilnie o zrealizowanie go we własnym życiu. Przede wszystkim prowadził intensywne życie wewnętrzne, wsłuchując się uważnie w Boże wymagania, gotów na każde wezwanie Jego woli. Pod wpływem inspiracji Ducha Świętego, 12 kwietnia 1868 r. przed obrazem Matki Bożej Bolesnej w kaplicy del Crocefisso, znajdującej się nad Więzieniem Mamertyńskim składa dwa śluby: „Aż do śmierci codziennie (wyjąwszy chorobę i nieuniknione przeszkody) będę poświęcał przynajmniej poi godziny rozmyślaniu i odmawiał jedną część różańca świętego. Boże, daj mi łaski do ich spełnienia”. Świadkowie jego życia stwierdzają, że do końca był wierny tym zobowiązaniom.
Podczas rekolekcji w październiku 1867 r. postanawia: „Pracować gorliwie w konfesjonale i tu, jako też na ambonie, rozszerzać usilnie cześć i miłość do Najświętszego Sakramentu i do Najświętszej Panny, przywiązanie do Kościoła i do Ojca Świętego, i w tym celu wpływać na kapłanów. Wszystek swój czas, grosz i trud na chwałę Bożą poświęcić, mianowicie na nawracanie grzeszników, odwiedzanie chorych, kształcenie przyszłych kapłanów i wychowanie młodzieży. Wszystkie obowiązki swoje najwierniej i dla miłości Bożej spełnić, wszystkie krzyże chętnie przyjmować”.
Do postępu w życiu modlitwy przyczynia się nie tylko gorliwa praca apostolska. Tę wartość konstruktywną ma każda, choćby najmniejsza czynność wykonana z miłości. Dlatego ks. Pelczar przyrzeka: „Wszystkie obowiązki domowe, choćby drobne, sumiennie spełnić”. W pracy zaś umysłowej przyjmuje zasadę: „Uczyć się, nie aby więcej wiedzieć, lecz aby lepiej poznać Pana Boga”.
W dniu wyjazdu ks. Pelczara z Rzymu, 17 kwietnia 1868 r., jeden z alumnów, który przejął po nim obowiązek pisania Roczników, wystawił mu następujące świadectwo: „W czasie swego pobytu w Kolegium zdobył sobie zaufanie, miłość i szacunek tak przełożonych, którym jako prefekt dopomagał w trudnym obowiązku prowadzenia młodzieży, jak i kolegów, którym przyświecał dobrym przykładem. Dlatego z prawdziwym żalem żegnamy go, tracąc w nim miłego kolegę a gorliwego w pracy i życiu duchownym towarzysza i przewodnika zarazem”.
IV. Po powrocie do kraju (1868-1877)
1. Wikariusz w Wojutyczach i Samborze
Ks. Pelczar opowiada w Autobiografii: „Z błogosławieństwem Ojca Świętego, otrzymanym na prywatnej audiencji, zdążałem do kraju ojczystego. 24 kwietnia wieczorem ucałowałem ręce zacnego ks. rektora Skwierczyńskiego. l maja powitałem płaczącą z radości rodzinę, a ogłosiwszy z ambony błogosławieństwo Ojca Świętego, dane całej parafii, rozpocząłem szereg nauk majowych o życiu pobożnym. Zarazem siedziałem co dzień długo w konfesjonale, bo wielu penitentów, nawet z innych parafii, przychodziło po rozgrzeszenie rzymskie. Tymczasem 16 maja zjawiła się ciężka choroba – ospa, której snadź nabawiłem się przy zaopatrywaniu chorej. Po dwóch tygodniach ciężkich dosyć cierpień zerwałem się z łóżka, by wypowiedzieć ostatnie kazanie majowe; ale pozostało wielkie osłabienie żołądka i już mnie w życiu nie opuściło.
19 czerwca udałem się do Przemyśla, a ponieważ tam nie było dla mnie żadnej posady, przeto prosiłem o przeznaczenie na wikarego i wybrałem sobie najskromniejszą, jaka być mogła, parafię, bo Wojutycze pod Samborem”.
W Wojutyczach mógł wprowadzić w życie postanowienia dotyczące ubóstwa, jakie uczynił w Rzymie. Miał tu okazję zakosztować życia ubogiego nie tylko w duchu, ale też w rzeczywistości. Proboszczem parafii, a równocześnie dziekanem był wtedy zacny ks. Kalikst Gross, o którym ks. Pelczar wspomina: „On sam biedny, dzielił się ze mną łyżką skromnej strawy. Natomiast grosza nie trzeba było u nas szukać, bo w ciągu sześciu miesięcy otrzymałem na Mszę św. razem trzy korony. W mieszkaniu drewnianym i od grzyba zjedzonym były dziury na wylot, tak że wieczorem trzeba było świecę tekturą przed wiatrem zasłaniać”.
Stan parafii pozostawiał również wiele do życzenia. „Lud niechętnie chodził do kościoła, rzadko się spowiadał, nie znal nawet różańca, miał natomiast zamiłowanie do wódki. Pracę trzeba było rozpoczynać od religijnego wychowania dzieci i młodzieży”. Poza Mszą św. i katechizacją nie było zajęć duszpasterskich. Miał więc młody wikariusz wiele czasu na modlitwę i lekturę duchowną, zwłaszcza z dziedziny Pisma świętego i ascetyki.
W styczniu 1869 r. ks. Pelczar został przeniesiony do Sambora, znanej mu już parafii, gdzie proboszczem był nadal ks. Jedliński, a współpracownikami dwaj młodzi księża, z którymi szybko nawiązał kontakt i – jak zanotował – żył z nimi w serdecznej przyjaźni.
W dużej parafii żadnemu księdzu nie brakowało pracy. Ks. Pelczar miał jej za wiele. Oto jego wyznanie: „Pracowałem w Samborze przez dziewięć miesięcy i to z całym wytężeniem sił, już znacznie osłabionych, tak że w tym zdrowie znacznie ucierpiało”. Prócz zwykłej pracy na ambonie, w konfesjonale i w szkole, rozwinął działalność na polu społecznym, bo przynaglał go do niej ów ogień wyniesiony z Rzymu, który nie dawał mu spocząć oraz wrażliwość na potrzeby ludzi. Uwagę swą skierował głównie na najbiedniejszych. Zanotował: „Chcąc przyjść w pomoc klasie najbiedniejszej i bardzo opuszczonej, założyłem za łaską Bożą, a nie bez wielu trudów i udręczeń. Towarzystwo Pań św. Wincentego a Paulo”. Zadaniem tego Towarzystwa było pełnienie uczynków chrześcijańskiej miłości bliźniego względem najbiedniejszych obywateli miasta i okolic. Organizacja ta rozwijała się pomyślnie i oddała liczne usługi społeczeństwu.
2. Prefekt i profesor w Seminarium Przemyskim
Obowiązki prefekta w Seminarium Duchownym w Przemyślu objął ks. Pelczar w październiku 1869 r. Zajęcia te nie pochłaniały zbyt wiele czasu. Mógł więc swobodnie oddawać się pracy kaznodziejskiej, pisaniu dzieł ascetycznych i prowadzeniu dusz spragnionych doskonałości chrześcijańskiej. Praca kaznodziejska ks. Pelczara dawała dobre wyniki. Świadkowie jego życia stwierdzają, że swą postawą, dykcją, pięknym doborem słów i prostotą rozpalał miłość Boga w sercach słuchających go wiernych. Prócz kazań młody prefekt miewał w niedzielne wieczory nauki religijne do rzemieślników, zrzeszonych w stowarzyszeniu „Gwiazda”, aby przeciwdziałać wpływom liberalnym.
„We wrześniu 1870 r. – wspomina Józef Sebastian – objąłem katedrę teologii pasterskiej, której najmniej się spodziewałem, a którą potem bardzo pokochałem, bo nastręczała mi sposobności do wyrobienia ducha kapłańskiego w młodych alumnach”.
Pobieżne spojrzenie na pracę naukową, kaznodziejską i wychowawczą ks. Pelczara w tym okresie, każe przypuszczać, że czuł się dobrze w tej roli. Jednakże jego list do o. Semenenki z 24 czerwca 1870 r. mówi o jego wewnętrznych rozterkach: „Z Rzymu wyniosłem wiele dobrych postanowień i gorących chęci, mianowicie pragnienie oddania się zupełnego Panu Bogu, ale w gwarze codziennego życia, wśród tylu pokus zewnętrznych i nędz wewnętrznych, jakiejże trzeba walki, by nie utracić Boga z oczu i zachować ducha w dziewictwie, to jest niepokalanego od miłości własnej. Stąd pochodzi rozstrój wewnętrzny i dysharmonia ducha, iż pragnę czegoś doskonalszego, a wszystko, co mnie otacza i co jest we mnie, nie dorównywa moim pragnieniom. Gonię za ideałem, a dopiąć go nie mogę. Nieraz skrzydła mi wiszą i ciemno robi się w duszy. To niezadowolenie z siebie i ze świata pcha mnie za mury klasztorne i chętnie bym tam wstąpił, ale obowiązki dla diecezji i rodziny, przysięga złożona w Rzymie, wiążą mnie jakby łańcuchem do świata. Czasem się szamocę i pragnę zerwać ten łańcuch, potem znowu się uspokajam i czekam, co Bóg Dobry z lichym sługą zrobi. Obym tylko nie stawiał tamy Jego łasce”.
W przeżywanych trudnościach św. Józef Sebastian postanowił odbyć pielgrzymkę do Ziemi Świętej, aby tam wyprosić sobie światło z góry. Plan ten zrealizował wiosną 1872 r., a wrażenia z pielgrzymki opisał później w książce zatytułowanej Ziemia Święta i Islam.
Głębokie przeżycia u Grobu Pańskiego i na Kalwarii przywróciły mu rzeczywiście pokój wewnętrzny i równowagę ducha. Jest o tym wzmianka w jego liście do o. Piotra Semenenki z 29 marca 1873 r.: „Teraz postanowiłem sobie nie zaglądać ciekawie w przyszłość, a natomiast korzystać z danej chwili, by ją, o ile można, zużytkować na chwałę Bożą”. Jest to wyraźny zryw ku szczytom doskonałości, start w kierunku heroizmu, początek całkowitej ofiary z siebie dla Boga, któremu oddaje się nieustannie z chwili na chwilę, aż do ostatniego momentu życia. O wytrwanie na tej trudnej drodze często się modlił: „Obym każdą chwilę życia oddał Tobie, o Boże. Aby całe życie moje spłonęło dla Twojej chwały”.
W tym trudnym okresie walk wewnętrznych ks. Pelczar potrafił skutecznie pomagać innym. Wyróżniał się niezwykłą roztropnością, toteż otrzymywał coraz więcej obowiązków w diecezji. W 1871 r. został spowiednikiem zwyczajnym klasztoru sióstr benedyktynek w Przemyślu na Zasaniu, w roku 1872 – egzaminatorem prosynodalnym, a rok później otrzymał drugą katedrę w Seminarium Duchownym – historii Kościoła i prawa kanonicznego. W 1874 r. przypadły mu w udziale obowiązki referenta i radcy konsystorza biskupiego. Przy tym wszystkim nie zaniedbywał zwyczajnej posługi kapłańskiej w konfesjonale i na ambonie. Ponieważ zyskał sobie imię doskonałego mówcy, powierzono mu misję głoszenia kazań w wielkie święta i wyjątkowe uroczystości. 16 czerwca 1875 r. w katedrze przemyskiej miało miejsce jubileuszowe nabożeństwo z racji dwusetnej rocznicy objawienia się Najświętszego Serca Pana Jezusa św. Małgorzacie Marii Alacoque. Święty Józef Sebastian wygłosił wtedy płomienne kazanie, poprzedzone wnikliwym studium. „Odtąd – zaznacza w Autobiografii – spotęgowała się w mojej duszy cześć i miłość ku Boskiemu Sercu”. Tę miłość będzie przelewał później w kształtujące się pod jego kierunkiem nowe zgromadzenie zakonne.
Na wiosnę 1873 r. ks. Pelczar wydał w Przemyślu swoją pierwszą i najbardziej poczytną książkę pt. Życie duchowne czyli doskonałość chrześcijańska, której geneza sięga czasów rzymskich. W przedmowie do niej napisał: „Jezus Chrystus jest teraz dla wielu jakby owym 'Bogiem nieznanym’ Ateńczyków, a życie duchowne, życie prawdziwie chrześcijańskie – jakby tajemnicą apokaliptyczną 'zapieczętowaną siedmioma pieczęciami’. Naturalizm w życiu chrześcijan coraz więcej zajmuje miejsca, a w ślad za nim idzie obojętność religijna. Jeżeli zawsze życie chrześcijańskie winno być nadprzyrodzone, czyli winno być życiem według Chrystusa Pana i w Chrystusie, to szczególnie nasze czasy wymagają głębokiej znajomości Jezusa Chrystusa i doskonalszego przejęcia się Jego duchem. A więc trzeba poznać to życie, by je ziścić w sobie i w drugich. Te potrzeby naszych czasów przeważyły nad uczuciem własnej nieudolności i skłoniły mnie do napisania dzieła systematycznego i popularnego, które podaję polskiej pobożności”.
Pan Bóg pobłogosławił zamiarom autora. Dzieło rozchodziło się szybko i doczekało ośmiu wydań. Było chętnie czytane przez ludzi prostych i wykształconych. W seminariach duchownych i nowicjatach zakonnych było przez wiele lat podręcznikiem ascetyki.
„W lipcu 1873 roku – zanotował – rozchorowałem się znowu mocniej na żołądek i wątrobę, tak że musiałem jeździć do Karlsbadu. Ale nie doznałem spodziewanej ulgi, owszem w jesieni tegoż roku wywiązała się febra gastryczna, która mnie co noc trapiła. Były chwile, że śmierć zdawała mi się bliską. Mimo to Bóg Dobry udzielał mi dziwnej mocy, że w dzień mogłem pracować”.
Słabe zdrowie skłoniło ks. Pelczara do podjęcia starań o probostwo wiejskie w jednej z pobliskich parafii. Jednakże po nieudanych próbach zwrócił swe zainteresowania w kierunku Krakowa.
V. W środowisku krakowskim (1877-1899)
1. Profesor Uniwersytetu Jagiellońskiego
W zapiskach autobiograficznych ks. Pelczar mówi: „19 marca 1877 r. otrzymałem nominację na profesora zwyczajnego historii kościelnej i prawa kanonicznego przy Uniwersytecie Jagiellońskim. 12 kwietnia opuściłem Przemyśl i rozpocząłem nowy okres życia. Zamieszkałem u oo. franciszkanów. Co dzień odprawiałem Mszę św. przed obrazem Matki Bolesnej i tam też słuchałem często spowiedzi osób pobożnych. Stanowisko moje było niełatwe”.
Zanim przybył do Krakowa, Uniwersytet Jagielloński zdołał przełamać okres kryzysu trwający ponad dwadzieścia lat. Od 1870 r., kiedy proces germanizacji uczelni został całkowicie zahamowany, a język polski zaprowadzono w miejsce niemieckiego, Uniwersytet Krakowski dorównywał swym poziomem słynnym uczelniom świata. Jedynie Wydział Teologiczny nie podążał za postępem innych fakultetów, co było powodem konfliktów międzywydziałowych. Gdy ks. Pelczar rozpoczynał pracę profesorską, na Wydziale Teologicznym było tylko dwóch zwyczajnych profesorów i zaledwie dwudziestu studentów, głównie zakonników. Fakultet teologiczny nie miał prawa nadawania stopni doktorskich, dlatego nie odgrywał większej roli i z reguły nie brał udziału w wyborze rektora. W takich warunkach upłynęły pierwsze lata jego działalności naukowej.
Jako profesor historii i prawa kościelnego ks. Pelczar robił wszystko, aby zbliżyć uczelnie do Stolicy Apostolskiej. Czynił to między innymi przez kazania o zasługach Piusa IX dla Polski, a szczególnie przez list gratulacyjny do papieża z racji 25-lecia jego sakry biskupiej. W następnych latach podczas pielgrzymek do Rzymu, organizowanych z różnych okazji, kilkakrotnie występował jako delegat Jagiellońskiej Wszechnicy.
W 1880 r. ks. Pelczar, prorektor Uniwersytetu, poddał bpowi Dunajewskiemu projekt wysłania do cesarza Franciszka Józefa I prośby o pomnożenie katedr Wydziału Teologicznego z czterech do siedmiu, a także o odzyskanie prawa nadawania stopni akademickich. Z Wiednia nadeszła przy chybia odpowiedź. Gdy rok później został dziekanem Wydziału, na jego barki spadło zadanie obsadzenia odpowiednimi ludźmi przyznanych katedr. Uniwersytet uzyskał wtedy dziewięciu nowych pracowników naukowych. On sam objął katedrę teologii pastoralnej, ponieważ dawała mu większe możliwości wpływu na dusze alumnów.
Jeden z uczniów Świętego, ks. Mateusz Jeż, daje o swoim profesorze następującą opinię: „Jako profesor budował nas swoją gorącą wiarą, przywiązaniem do Stolicy Świętej, miłością do Najświętszego Serca Jezusowego. On z profesorów najbardziej wpływał na wyrobienie w nas ducha kapłańskiego. Lekcje sumiennie opracowywał, a z przejęciem i swobodą wykładał. Nigdy nie nudził. Ilustrował wykłady interesującymi przykładami z historii Kościoła i życia kapłańskiego. Dawał nam wypracowania domowe, które dokładnie poprawiał. Dla próby głosiliśmy kazania w sali wykładowej, które z miejsca oceniał, błędy poprawiał, na dobrą drogę kierował. Toteż kochaliśmy go serdecznie i szczerze byliśmy do niego przywiązani”.
W roku akademickim 1882/83 ks. Pelczar był rektorem Uniwersytetu. Z tego tytułu wygłosił w Sejmie we Lwowie dwie mowy: „jedną dla uzyskania gruntu pod budowę nowych klinik uniwersyteckich w Krakowie, drugą w kwestiach szkolnych, by utrzymać charakter religijny szkoły i podnieść stan nauczycielski pod każdym względem”. 26 maja 1883 r. położył kamień węgielny pod budowę gmachu Collegium Novum, który cztery lata później został oddany do użytku uczelni.
Podczas swej profesury na Uniwersytecie Jagiellońskim, ks. Pelczar opublikował kilka prac popularno – naukowych i ascetycznych, a także szereg kazań i przemówień.
2. Duszpasterz
Pracę naukową ks. Pelczara dopełniała i wieńczyła działalność duszpasterska, którą prowadził w wielu kręgach społeczeństwa krakowskiego. Był wybitnym kaznodzieją, dobrym spowiednikiem i kierownikiem duchownym oraz rekolekcjonistą. Aby przygotować Kościołowi gorliwych kapłanów, za zgodą ordynariusza, bpa J. Puzyny, propagował Bractwo Kapłańskiej Adoracji Najświętszego Sakramentu, któremu przewodniczył aż do otrzymania nominacji biskupiej. Po wyjeździe do Przemyśla pozostał nadal aktywnym członkiem Bractwa i do końca życia praktykował codziennie godzinną adorację Najświętszego Sakramentu.
W latach 1895-1899 kierował także Sodalicją Mariańską Kapłanów, której celem było pogłębianie ducha maryjnego i szerzenie czci Najśw. Panny Maryi Królowej Korony Polskiej. Był przekonany, że poprzez kapłanów oddanych Matce Bożej, kult Maryi Królowej Polski odnowi duchowo cały naród. W kazaniach, jakie wygłaszał w tym okresie do czcicieli Matki Bożej, wzywał do walki z wadami narodowymi, bo one przyczyniły się głównie do upadku ojczyzny. Usilnie nawoływał do sumiennego wypełniania obowiązków stanu, do świętości życia rodzinnego oraz do katolickiego wychowania dzieci i młodzieży.
Środowisko krakowskie w czasach ks. Pelczara skupiało w sobie wszystkie klasy społeczne. Obok nielicznej grupy magnatów opływających w dostatki, dobrze sytuowanych pracowników naukowych, średnio zamożnego duchowieństwa i mieszczaństwa – nędzny tryb życia prowadziła wyrobnicza biedota, zajmująca mieszkania w suterenach i na poddaszach miejskich kamienic. Tej było najwięcej. Do grupy najbiedniejszych należała także młodzież wiejska, napływająca gromadnie do miast oraz tłumy włóczęgów, zapełniających poczekalnie stacji kolejowej i ogrzewalnię miejską.
W przekonaniu św. Józefa Sebastiana, praca społeczna jest integralną częścią pracy duszpasterskiej i warunkiem jej skuteczności. Dlatego oddawał się jej z całym zapałem. Zaczął od pracy charytatywnej. Wspomagał tanią kuchnię studencką na Smoleńsku. Współpracował z Towarzystwem św. Wincentego a Paulo, będąc przez kilka lat zastępcą prezesa Rady Nadzorczej tegoż Towarzystwa. Wspierał je własnym groszem i starał się dla niego o fundusze poprzez różne akcje. Tam zetknął się z A. Chmielowskim, dziś św. Bratem Albertem.
Innym rodzajem pracy społecznej ks. Pelczara był jego udział w inspirowaniu i organizowaniu instytucji służących oświacie i kulturze. Z jego inicjatywy zaczęło wychodzić katolickie czasopismo Prawda, przeznaczone dla ludu, a redagowane przez zespół świeckich i duchownych Krakowa. W 1883 r. został wybrany prezesem Towarzystwa Oświaty Ludowej. Józef Sebastian nadał Towarzystwu charakter katolicko – narodowy, a przez to uzyskał dla niego poparcie Kościoła. Podczas jego szesnastoletniej prezesury Towarzystwo Oświaty Ludowej założyło ponad 600 czytelni i wypożyczalni książek, prowadziło bezpłatne wykłady dla rzemieślników, wydało kilka nowych dzieł i broszur, rozpowszechniło sto kilkadziesiąt tysięcy dobrych książek, urządziło wiele różnych obchodów narodowych. W 1890 roku założyło szkołę dla sług. Ks. Pelczar czynnie angażował się w kierowanie i prowadzenie tej szkoły i roztaczał opiekę duchową nad uczennicami.
Także sztuka była przedmiotem zainteresowań ks. Pelczara. Wraz z kilkoma innymi jej sympatykami zorganizował Towarzystwo św. Łukasza, które troszczyło się o odpowiedni poziom sztuki religijnej w kościołach, kaplicach i domach katolickich.
3. Założyciel nowej rodziny zakonnej
Kilkanaście lat po założeniu zgromadzenia sióstr sercanek, ks. Pelczar zapisał w Autobiografii: „Niech mi Bóg przebaczy tę śmiałość, bo dotąd założycielami zakonów byli ludzie święci, ale to mnie trochę wymawia, że w okolicznościach dziwnie się układających widziałem wskazówkę woli Bożej”. Jakie były te okoliczności?
W 1891 r. z okazji setnej rocznicy ogłoszenia Konstytucji 3 Maja, ks. Józef Sebastian Pelczar, profesor Uniwersytetu Jagiellońskiego, wystąpił z projektem, aby za przykładem Lwowa utworzyć w Krakowie Bractwo Najświętszej Panny Maryi Królowej Korony Polskiej, które by się przyczyniało do realizacji ślubów Jana Kazimierza i pracowało na polu społecznym. Zostało ono erygowano 3 maja 1891 r. Między innymi zadaniami o charakterze religijnym i dobroczynno – społecznym, Bractwo postawiło sobie za cel opiekę nad młodzieżą pracującą, to jest nad terminatorami i służącymi. Utworzyło w Krakowie Związek Terminatorów i urządziło przytulisko dla służących, „aby te, które chwilowo nie mają miejsca lub są osłabione chorobą, miały tam bezpłatne mieszkanie, opiekę moralną i naukę tak teoretyczną jak praktyczną”. Nauki tej udzielały panie z Bractwa, nadzór zaś bezpośredni sprawowała ochmistrzyni świecka.
„Ponieważ świecka ochmistrzyni przytuliska dla sług nie odpowiadała wszystkim wymaganiom, przekonałem się – napisał Święty w Autobiografii – że najlepiej będzie, jeżeli w Galicji powstanie zgromadzenie zakonne, które by się opiekowało sługami i pielęgnowało chorych po domach, bo tej pracy nie podejmowały dotąd zakonnice”.
Wtedy to ks. Pelczar, idąc za zachętą kard. A. Dunajewskiego, a mając kilka zgłoszonych kandydatek, założył 15 kwietnia 1894 r. Zgromadzenie Służebnic Najświętszego Serca Jezusowego.
„Sprawy te wymagały niemałego trudu – wspominał po latach – bo trzeba było nie tylko napisać ustawy, instrukcje i Rozmyślania o życiu zakonnym, nie tylko miewać często nauki i dawać rekolekcje, ale konferować codziennie po parę godzin to z przełożoną, to z kandydatkami i zajmować się tysiącznymi interesami duchownej i materialnej natury. Obok pracy konieczna była ofiarność, bo zgromadzenie było biedne. Do prac i ofiar przyłączyły się liczne troski i obawy, bo nie wszystko szło tak, jak sobie życzyłem i niejednego doznałem zawodu, czy wyrzutu od ludzi. Ale nie żałuję ni trudu, ni ofiar, ni boleści, mając to przekonanie, że tego dzieła Bóg ode mnie żądał, już to jako pokuty za moje grzechy, już jako środka do uświęcenia siebie oraz by pomóc innym duszom. Z drugiej strony cnoty i poświęcenie się niektórych sióstr, a zwłaszcza ich przełożonej, Matki Klary Szczęsnej, która po Bożemu i w ścisłej harmonii ze mną, zgromadzeniu przewodniczyła, były dla mnie słodką nader pociechą. Wiele też dobrego spłynęło z tego zgromadzenia na chorych i na służące, nad którymi zawsze w sercu się litowałem”.
Zasadniczym zadaniem nowego zgromadzenia, prócz nieustannego dążenia każdej sercanki do osobistej świętości drogą rad ewangelicznych, ma być szerzenie kultu Najświętszego Serca Jezusowego, zwłaszcza wśród tych, z którymi siostry spotykają się na co dzień, a więc wśród dziewcząt powierzonych ich pieczy, ubogich i chorych, dzieci i starców. Każda siostra z racji swego powołania ma być apostołką miłości Najśw. Serca Jezusowego przez dążenie do odzwierciedlenia w sobie Jego cnót, zwłaszcza cichości i pokory, oraz przez pełnienie uczynków miłości bliźniego, wskazanych przez konstytucje, w duchu ewangelicznej służby.
Pierwszą przełożoną Zgromadzenia była m. Klara Ludwika Szczęsna (1863-1916) – żywy przykład prawdziwej Służebnicy Najśw. Serca Jezusowego, która pod kierunkiem św. Józefa Sebastiana prowadziła sercańską rodzinę zakonną na szczyty chrześcijańskiej doskonałości.
Zgromadzenie rozwijało się szybko i jeszcze za życia Założyciela rozprzestrzeniło się w diecezjach ówczesnej Galicji, Królestwa, a także podjęło pracę wśród francuskiej Polonii.
Obecnie siostry realizują charyzmat swego świętego Ojca nie tylko w Polsce i Francji, lecz także w Italii, Stanach Zjednoczonych, Libii i Boliwii, a w roku jego beatyfikacji ideę sercańską zaniosły do Zairu.
VI. Na stolicy biskupiej w Przemyślu (1899-1924)
1. Konsekracja i intronizacja
Czytamy w Autobiografii: „2 marca 1899 roku wyjechałem do Tarnowa, a nazajutrz przybyłem do Przemyśla. Opatrzność Boska znowu mnie tu wróciła, abym w ostatnich latach życia – bo miałem już lat 57 – popracował jeszcze dla mojej diecezji rodzinnej”.
„19 marca 1899. Dzień ważny w moim życiu jak 17 lipca 1864 roku, w którym otrzymałem święcenia kapłańskie. Ks. bp Łukasz Sołecki, choć osłabiony na siłach, dokonał z namaszczeniem aktu konsekracji, a współkonsekratorami byli: ks. bp Jan Puzyna i ks. bp Konstanty Czechowicz”, ordynariusz przemyski obrządku greckiego.
Uroczystości konsekracyjne odbiły się radosnym echem w diecezji przemyskiej a także w całej Galicji, gdyż ks. Pelczar znany był ze swych dzieł ascetycznych i z bogatej w owoce wszechstronnej działalności kulturalno-oświatowej i charytatywno – społecznej. Dowodem tego jest opinia drukowana na łamach czasopism. Tak np. Echo Przemyskie (nr 18) podaje następującą wypowiedź: „Zaszczytne stanowisko biskupa sufragana przemyskiego zajął mąż niezwykły, który na urząd ten wnosi wielkie skarby rozumu i serca”. Artykuł zamieszczony w Czasie (nr 50) podkreśla zasługi ks. Pelczara dla Uniwersytetu Jagiellońskiego oraz jego działalność na terenie Krakowa. Autor tego artykułu rozwiązał zagadkę pogodzenia niezwykłej pracowitości biskupa z jego głęboką pobożnością w następującym zdaniu: „Ludzie wielkiej pracy, a zwłaszcza ci, co obcują więcej z Bogiem niż z ludźmi, mają na wszystko czas”. Podobne świadectwo daje biskupowi Prawda (nr 9): „Niezmordowana praca, głęboka nauka złączona z budującą pobożnością, wreszcie szerokie serce dla wszystkich i dla wszystkiego, co zbożne i pożyteczne, uczyniły imię nowego Księcia Kościoła nie tylko głośnym, ale zarazem godnym najgłębszego szacunku i przywiązania”.
Bp Pelczar krótko był współpracownikiem bpa Sołeckiego, gdyż od 15 lutego 1900 r., na skutek ciężkiej choroby ordynariusza, sam musiał decydować o wszystkim, a po jego śmierci, która nastąpiła 2 marca 1900 r., został jednogłośnie wybrany wikariuszem kapitulnym.
Ojciec Święty Leon XIII bullą prekonizacyjną, wydaną 17 grudnia 1900 r., ustanowił bpa Pelczara ordynariuszem diecezji przemyskiej. Intronizacja nowego ordynariusza miała miejsce 13 stycznia 1901 r. Wierni diecezji przemyskiej spodziewali się wiele po swoim biskupie, czego wyrazem były liczne artykuły zamieszczone w prasie. Oto fragment z Echa Przemyskiego: „Na stolicę biskupią wstępuje Arcypasterz, który niezwykłymi przymiotami umysłu i serca daje zupełną rękojmię, iż nie tylko utrzyma dawne świetne tradycje Tomickich, Fredrów, Sierakowskich, Korczyńskich i Sołeckich, ale doda nowego blasku, większą otoczy chwałą. Znany jest bowiem w całym kraju z rozległej wiedzy, jako znakomity przewodnik życia duchownego, znawca dziejów Kościoła i jego spraw, wykwintny pisarz, kaznodzieja wielce wymowny. Wiemy o tym dobrze, że szlachetne serce naszego Arcypasterza goreje wielką miłością dla Boga, Kościoła i ojczyzny, i z tej miłości snuje plany daleko idące, aby życie wiary rozkwitło w całej pełni, objęło wszystkie warstwy, objawiło się we wszystkich kierunkach. Więc słuszna jest radość nasza i uzasadnione nadzieje. W pewne i doświadczone a szlachetne bardzo ręce powierzył Pan Bóg ster olbrzymiej diecezji w tak trudnych i niebezpiecznych czasach”.
W chwili intronizacji bpa Pelczara diecezja przemyska, stanowiąca część metropolii lwowskiej, obejmowała rozległy teren ówczesnej Galicji o powierzchni przekraczającej 2200 km kwadratowych. Na wschodzie graniczyła z diecezją lwowską, na zachodzie z tarnowską, na północy sięgała do krańców diecezji sandomierskiej i lubelskiej, znajdujących się na terytorium Królestwa, a na południu sąsiadowała z dwiema diecezjami węgierskimi: koszycką i różnowską. Ludność zamieszkująca tereny diecezji przemyskiej była dość zróżnicowana narodowościowo. Największy procent stanowili Polacy, zamieszkujący głównie północno – zachodnią część diecezji. Na południowym wschodzie większość stanowili Rusini unici, poddani jurysdykcji biskupa greckokatolickiego w Przemyślu.
2. Program posługi biskupiej
Obejmując rządy w diecezji przemyskiej, bp Pelczar miał już dokładnie sprecyzowany ideał kapłana pasterza, który w kilka lat potem odtworzył w książce pt. Pasterz według Serca Jezusowego. Gdy przemawiał po raz pierwszy z tronu biskupiego w katedrze, naszkicował obraz wzorowego duszpasterza i zapowiedział, w jakim kierunku pójdzie jego posługa. Zapewnił, że dołoży starań, aby kapłani odznaczali się duchem modlitwy, zwłaszcza pochwalnej, która upodabnia ludzi do aniołów. Dlatego z ojcowską zachętą zwrócił się do nich: „Bądźcie mężami modlitwy, bo jesteście aniołami ziemskimi Pana Zastępów. Bądźcie mężami wszelkiej cnoty, pomnąc, że macie być solą ziemi i Ewangelią żywą dla ludu. Bądźcie zarazem mężami nauki, bo sam Pan rozkazuje, byście byli światłością świata”. Nadto kapłan ma być zaangażowany w pracę społeczną, zajmować się ubogimi, nieszczęśliwymi, opuszczonymi. Zakończył słowami: „Ukochajcie więc wszystko, co służy pożytkowi Kościoła, narodu, społeczeństwa i nie żałujcie dla spraw zbożnych ni serca, ni trudu, ni grosza. Niech waszym ideałem i waszą ambicją będzie zrobić za życia jak najwięcej dobrego, w szczególności zaś, jeżeli ktoś jest pasterzem, podnieść pod każdym względem parafię, ozdobić jej świątynię, założyć w niej ochronkę czy szpitalik lub dom przytułku, a potem umrzeć w Panu bez pieniędzy i bez długów, ale z wielkim snopem zasług w ręku”. Z nakreślonego obrazu wynika, że bp Pelczar chciał mieć świętą diecezję.
Bardzo dużo uczucia włożył Święty w przemówienie do ludu, bo jego sprawy szczególnie leżały mu na sercu. „Zwracam się do was, najmilsi synowie i córki w Chrystusie, którzy to twardą pracą rąk zarabiacie na chleb powszedni. Nie sądźcie, że jesteście upośledzeni od Boga, bo wszelka praca, byle uczciwa, otrzymała niebieskie szlachectwo od Tego, który mogąc cuda czynić i świat zdumiewać Boską mądrością, pełnił niskie posługi w domu nazaretańskim. Bądźcie tylko wierni Bogu, wierni Kościołowi, wierni wszelkim obowiązkom, a staniecie się wielkimi w królestwie niebieskim. Te zaś krople potu, które tu wylewacie, ozdobią kiedyś, jako drogie perły, wasze korony”.
3. Gorliwy ojciec diecezji
Najbardziej owocny okres posługi biskupiej Pelczara przypada na czas poprzedzający I wojnę światową. Zdołał wówczas doprowadzić powierzoną sobie diecezję do rozkwitu, ponieważ swą działalność duszpasterską realizował w dość sprzyjających warunkach zewnętrznych. W Galicji panował względny spokój i swoboda życia religijnego. Można było bez przeszkód budować kościoły, zakładać nowe parafie, organizować publiczne nabożeństwa, powoływać do życia różne stowarzyszenia i bractwa. Wprawdzie nie brakowało i wtedy propagandy antykościelnej i bezbożnej, ale bp Pelczar cieszył się wielkim autorytetem, mógł więc skutecznie przeciwdziałać wrogim tendencjom.
Jak w swojej osobistej pobożności tak i w pasterskim ożywianiu życia religijnego w diecezji, łączył kult Najśw. Serca Pana Jezusa i Najświętszego Sakramentu ze czcią do Matki Bożej – Niepokalanie Poczętej i Królowej Polski.
Realizację programu uświęcenia diecezji rozpoczął biskup od pracy nad podniesieniem poziomu religijnego. W tym celu zwołał w 1902 r. synod, który oprócz norm prawnych wypracował zbiór zasad duszpasterskich. Zbiór ten był uzupełniany na następnych dwóch synodach w 1908 i 1914 r. Ostatni synod, zaplanowany na 1924 r., nie doczekał się realizacji z powodu śmierci biskupa.
O tym odcinku pracy Święty pisał o. Joachim Bar OFMConv.: „Biskup przemyski Józef Sebastian Pelczar jest jedynym biskupem czasów Polski w rozbiorach, który odważył się odprawić synod i to nie jeden, ale aż trzy, a czwarty przygotował. Synody przemyskie są w większej części rzeczywiście osobistym dziełem bpa Pelczara, są pomnikiem jego wielkich cnót i przymiotów”.
Wiele troski i pracy wkładał Święty w formowanie alumnów i księży, tak pod względem naukowym jak i moralnym. Aby wpłynąć na wzrost powołań kapłańskich, wybudował małe seminarium, które zaczęło funkcjonować już w 1902 r. Rozbudował seminarium wyższe i zreorganizował w nim program studiów. Starał się też o przygotowanie profesorów i wychowawców dla seminarium, wysyłając ich na studia do Rzymu, Wiednia, Insbrucku, a po wojnie do Warszawy i Lublina. Z jego troski o formację kapłanów wyrosło także Hospicjum dla polskich księży studiujących w Rzymie.
Bp Pelczar zachęcał kapłanów do gorliwości apostolskiej, mówiąc: „Dziś nie wystarczy zamknąć swą pracę w obrębie murów kościoła czy szkoły, ale trzeba się zbliżyć do społeczeństwa z wielką wiarą i z wielką miłością, a szczególnie do maluczkich, nieszczęśliwych, opuszczonych. Trzeba według słów Ewangelii iść na ulice i opłotki, by ludzi niewierzących, zimnych dla Boga i Kościoła, skłonić do wejścia na gody”.
O gorliwości swego duchowieństwa przekonywał się podczas wizytacji kanonicznych, które starannie przygotowywał i przeprowadzał. Świadczą o tym jego liczne zapiski. W jednym z nich czytamy: „Każda wizytacja wytaczała strumienie potu, ale też słodkie przynosiła pociechy, bo miałem sposobność patrzeć z bliska na gorliwą pracę kapłanów i na serdeczną pobożność ludu”.
Ks. K. Kotula, sekretarz i kapelan biskupa, dodaje, że na wizytacjach zawsze kazał prosić do stołu chłopów i robotników, a ludzi niżej od siebie stojących szanował i nie dawał im odczuć, że są niższego stanu.
Gorliwy ojciec diecezji dostrzegał wielorakie potrzeby społeczne wiernych i spieszył im z pomocą. Troszczył się o rozwój zakładów dobroczynnych i wiejskich ochronek. W czasie pierwszej wojny światowej utworzył Komitety Opieki, które niosły znaczną pomoc rannym żołnierzom, kalekom i sierotom wojennym oraz najbiedniejszej ludności w parafiach.
Dużą pomocą dla kapłanów w pracach charytatywno – społecznych i kulturalno-religijnych był Związek Katolicko Społeczny, założony przez bpa Pelczara, działający na terenie całej diecezji. Członkowie tego związku, z ramienia miejscowych proboszczów, kierowali akcją dobroczynną, urządzali odczyty, prowadzili czytelnie i wypożyczalnie książek religijnych, pomagali w katechizacji i organizowaniu imprez religijnych.
Arcypasterz dbał także o miejsca kultu Bożego, o piękno świątyń. Dlatego wiele zabiegów, czasu i pieniędzy wkładał w ich odnowę, zaczynając od remontu katedry i odbudowy kościoła Najśw. Serca Pana Jezusa w Przemyślu. Budował także nowe. W czasie jego posługiwania wzniesiono w diecezji ponad sto kościołów, powstało jedenaście nowych parafii i ponad sześćdziesiąt mniejszych ośrodków duszpasterskich.
Jemu – miłośnikowi historii, kultury i sztuki – zawdzięcza swe powstanie Muzeum Diecezjalne (1902), Biblioteka Diecezjalna (1904) i miesięcznik Kronika Diecezji Przemyskiej (1901), która daje dokładny obraz życia religijnego diecezji.
Chociaż prowadził tak bardzo aktywne życie pasterza diecezji, św. Józef Sebastian nigdy nie zaprzestał pracy pisarskiej. Tworzył nowe dzieła, a wcześniejsze przygotowywał do kolejnych wydań.
Aktywność jego życia – mimo słabego zdrowia – oraz niezwykła owocność pracy, wywoływały podziw już u współczesnych mu obserwatorów. Obecni biografowie, znający dokładniej jego życie i działalność, mają powód do tym większego podziwu. Bo rzeczywiście, jeśli do wyżej wspomnianych prac doda się jeszcze liczne kazania, konferencje duchowne, przemówienia do kapłanów, władz cywilnych, stowarzyszeń, nauczycieli i dzieci; jeśli się doda czas, który codziennie przeznaczał na modlitwę – godzinna adoracja, dwa rozmyślania. Msza św., długie przygotowanie się do niej i około półgodzinne dziękczynienie, brewiarz i różaniec; wreszcie, jeśli się doda liczne pielgrzymki odprawiane z potrzeby serca, to pozostaje tylko zdumienie. Nie dziwi też pełne prostoty wyznanie biskupa, który na krótko przed śmiercią, ukończywszy 82 lata życia, powiedział: „Zmęczony jestem, bom się napracował”.
4. O świcie niepodległości
Józef Sebastian Pelczar całe swe życie służąc Bogu, służył także ojczyźnie. Jako kaznodzieja i pisarz wykorzystywał wszystkie okazje, aby wzywać do duchowego odrodzenia narodu i leczenia schorzeń społecznych. Jego troska o dobro ojczyzny znalazła szczególny wyraz podczas pierwszej wojny światowej i po jej zakończeniu, kiedy nadzieje na niepodległość stawały się coraz bardziej realne.
W 1915 r. napisał broszurę: Wezwanie do pracy nad duchowym odrodzeniem narodu polskiego. Praca ta, wydana czterokrotnie, obiegła całą Polskę i w dużej mierze przyczyniła się do duchowego zmobilizowania narodu i bratniej jedności.
Oczekując na nową rzeczywistość polską, która szybko się wyłaniała i kształtowała, ogłosił w 1919 r. Orędzie do duchowieństwa o zachowaniu się w chwili obecnej. Pisał tam:
„Wszyscy duchowni i świeccy starać się o to powinni, aby Polska nie tylko była niepodległa, zjednoczona i silna, ale także Bogu miła, czyli katolicka i święta. Troszczmy się o duchowe odrodzenie narodu; bo na cóż by się przydało ogłoszenie niepodległej Rzeczypospolitej i zrośnięcie się trzech części jej ciała, gdyby jej duszę toczyła gangrena brzydkich wad”.
Patriotycznymi uczuciami nasycone było także kazanie Świętego, jakie wygłosił w styczniu 1920 r. w Warszawie: „Strzeżmy się niezgody i zaciekłości w walkach stronnictw o władzę czy znaczenie. Strzeżmy się anarchii w życiu prywatnym i publicznym. Strzeżmy się lenistwa, apatii i zniechęcenia. Strzeżmy się zbytku, sknerstwa dla dobrych celów i marnotrawstwa publicznego grosza”.
Gdy w 1921 r. część posłów domagała się wprowadzenia szkoły laickiej i rozdziału między Kościołem a Państwem, bp Pelczar wystosował List otwarty do posłów diecezji przemyskiej a pośrednio do wszystkich posłów Sejmu Ustawodawczego, w którym czytamy: „Przez całe życie tęskniłem za Polską wolną, silną i świętą. Modliłem się o taką Polskę i pracowałem jak mogłem dla takiej Polski. Dziś odradzająca się Polska dość smutny przedstawia widok. Boleję nad tym bardzo, a jako senior Arcypasterzy, stojący już nad grobem postanowiłem zwrócić się z ostrzeżeniem i radą. Badajcie sumiennie sprawy, a z historii i doświadczenia uczcie się, jak błogosławiony jest wpływ religii nie tylko na jednostki i rodziny, ale także na narody i państwa”.
Olbrzymi wkład pracy bpa Pelczara w duchową budowę państwa, tak przy pomocy pióra jak i słowa, docenił nie tylko nuncjusz apostolski, abp A. Ratti, lecz także przedstawiciele rządu Rzeczypospolitej Polskiej, przez których w 1923 r. został odznaczony orderem Komandorskim z, gwiazdą – „Polonia Restituta”.
VII. Z płonącym sercem na spotkanie Pana
W ostatnich latach życia duchowość bpa Pelczara pozostawała pod wszechwładnym wpływem miłości. Cały pogrążony w Bogu, żył jedynie dla Niego i w Nim. Wiele się modlił. Na klęczkach odmawiał brewiarz i czytał O naśladowaniu Chrystusa Tomasza a Kempis, bo jak się wyraził, książka ta jest tak wzniosła, że jej inaczej czytać nie można. Osiągał taki stan rozmodlenia, że tracił świadomość tego, co się dokoła niego dzieje.
Przy pracy biskup jednoczył się z Bogiem przez częste akty strzeliste, które spontanicznie cisnęły mu się na usta. Zjednoczenie z Bogiem promieniowało z całej jego postaci. Ks. Paweł Frelek, który miał okazję osobiście rozmawiać ze Świetym na zjeździe biskupów w Częstochowie w 1923 r., wypowiedział o nim następujące słowa: „Cóż to za piękna postać. Każde jego słowo, to piękna treść, a pokój, jaki się maluje na jego obliczu, to coś Bożego. Tak go pokochałem, że nie mogę zapomnieć tej chwili, gdy z nim rozmawiałem. Sprawdzają się na nim słowa, jak jest powiedziane o świętych: Czym bliżej śmierci, tym bardziej ich świętość uwydatnia się na zewnątrz. Można o nim powiedzieć: ciałem na ziemi a duchem już w niebie. Niedługo umrze, bo go miłość Boża strawi”.